Mija kolejny miesiąc 2012 roku, a obserwowane niepokojące zjawiska gospodarcze, wyrażone m.in wzrostem bezrobocie nasilają się. Jakiś czas temu zwracałem uwagę na wytrącenie gospodarek z naturalnego cyklu koniunkturalnego, w którym bezprecedensowo rządy ingerowały w model gospodarczy, w efekcie czego, firmy pomimo, iż zarabiają nie tworzą nowych miejsc pracy, inwestorzy kurczowo trzymają się złota, a przeciętny konsument zaciska pasa. Spirala nakręca się.
Co w takiej sytuacji z bezrobociem? Rządowe prognozy szacują jego wysokość na koniec bieżącego roku na poziomie 12,5%, co wydaje się bardzo optymistycznym podejściem, zwłaszcza, że w styczniu weszliśmy na ścieżkę regularnego jego wzrostu, odnotowując ponad 13%, a niebawem kończymy szereg inwestycji infrastrukturalnych, co nie będzie miało pozytywnych następstw. Wzrost bezrobocia, to każdorazowo zła prognoza dla finansów państwa. Spadek zatrudnienia, to mniejsze wpływy podatkowe, przy jednoczesnym wzroście wydatków związanych z zasiłkami i innymi programami wspomagającymi aktywizację zawodową. O ile wraz z publikacją rządowych prognoz wykazywałem wstrzemięźliwość jej oceny, tak dzisiaj uważam, iż jest to budowanie propagandy sukcesu, którą niebawem zweryfikuje życie.
Jeśli spojrzeć na powyższą problematykę przez pryzmat warszawskiej giełdy, to czy słusznie określamy się mianem zielonej wyspy. Dwa, skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle (jeden ze słabszych parkietów)? W mediach niczym mantra, powtarzane jest, że Polskę nie można traktować samodzielnie, a wycenie się łącznie z gospodarką Czech, Słowacji i Węgier. Z tych też powodów długoterminowo obserwujemy osłabienie złotego - odpływ kapitału. Tyle, czy patrząc logicznie ma to sens? Czy inwestorzy w Londynie nie wiedzą, że głównie eksportujemy do Niemiec? Oczywiście, że maja tego świadomość. Sedno leży gdzie indziej.
Sytuacja faktyczna - problemy gospodarcze i giełda. Patrząc na czynniki wewnętrzne nie sposób przejść obojętnie obok decyzji rządzących sprowadzających się w głównej mierze, do zabierania części dochodu rozporządzalnego w imię sfinansowania potrzeb państwa, określane mianem niepopularnych reform, gdzie podjęte działania absolutnie nie powinny być tak nazywane. Podkreślę jeszcze raz pewne zdanie, każda ingerencja Państwa w gospodarkę, wywoływać będzie negatywne konsekwencje. Wspomniany fiskalizm, zakończenie inwestycji, brak dalszej wizji gospodarki, zmniejszenie ilości środków europejskich redystrybuowanych przez samorządy, negatywnie wyceniamy aktualnie przez giełdę.
Zewnętrznie uderzają w naszą gospodarkę wysokie ceny surowców, pogłębiając presję inflacyjną, wiążąc tym samym ręce RPP i niepewność na rynkach, które w dalszym ciągu wydaje się oczekują decyzji - przyzwolenia windowania kolejnych "dóbr" darmowym i finansowanym przez społeczeństwa pieniądzem z pominięciem ryzyka inwestycyjnego.
Sam jestem ciekaw, zakończenia jałowych debat dotyczących stymulacji gospodarczej (zupełnie zbędnej) a finalnego kształtu gospodarek obranego na lata, o którym aktualnie nie wiele możemy powiedzieć.
1 ; Dodaj komentarz:
Rządzącym ciężko jest podejmować decyzje na przyszłość, z bardzo prostego powodu - podatnicy rozliczą ich za czasy obecne. Dodatkowo takie reformy często są trudniejsze niż proste reagowanie w danej chwili, reperowanie na bieżąco. Niestety średnie są perspektywy na zmianę tego stanu rzeczy.
Nawet obecna reforma emerytalna - a raczej po prostu odniesienie wieku(bo nazywać to reformą to lekka przesada), jest wyliczone na odfajkowanie zaleceń Unii, ewentualne pochwały ze strony zewnętrznych polityków.
Prześlij komentarz
Skomentuj